piątek, 28 września 2012

Nieszczęście nazywa się Wassermann


Nieszczęśliwa istota, jak Małgorzata Wassermann, dzieli się swoją wewnętrzną pustką z publicznością. Dzięki śmierci ojca jest obecna w życiu publicznym, w którym stroi fochy. Ojciec Zbigniew wybrał, jak wybrał, politycznych karłów Kaczyńskich.

Jednemu z nich Lechowi zachciało się kampanię prezydencką zaczynać w Katyniu. Więc wsiadł w tupolewa i poleciał do Rosji, aby napinać mięśnie i udawać bohatera. Kaczyński był tchórzem podszyty. Za śmierć pozostałych 95 osób onże odpowiada. Ale nie żyje. Więc może część odpowiedzialności wziąłby na siebie Jarosław.

Polskie władze w tych dniach spisały się nas wyraz wspaniale, okazały empatię i wszystkie siły poświęciły, aby być na miejscu w Smoleńsku, a także zadbać o rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej. Szczególny wkład miała Ewa Kopacz, ówczesna minister zdrowia.

Donald Tusk w Sejmie przepraszał za podmiany trupów smoleńskich w trumnach, bo tak nakazuje mu kindersztuba, wysoka kultura, której brak Kaczyńskiemu i takim postaciom, jak sierota Wassermann.

Buźkę należy zamknąć, a nie publicznie ją otwierać, bo wydobywają się brzydkie zapachy mentalne. A takie przekazał Małgorzacie ojciec. Nie chwalić się swoim nieszczęściem, wystarczy, że domownicy go zaznają. Nieszczęście - mam na myśli - marne cechy charakterologiczne sieroty Wassermann.

Do tego straszy, że ujawni jakieś akta. Czyżby rachunek za tupolewa wystawiony Jarosławowi Kaczyńskiemu? Tak! Powinien za swojego brata zapłacić, za zniszczenie tupolewa, bo wypchnął to nieszczęście do polityki, które nie potrafiło się nigdzie zachować, tylko kompromitował Polskę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz