wtorek, 11 grudnia 2012

Jaki cukiernik, taki zamach




Na prawicy nie mogą się pogodzić, że zamordowany w spółce wydawniczej Magnum-X Krzysztof Zalewski był cukiernikiem.

Takie miał wykształcenie.

Bracia Karnowscy na swoim portalu wPolityce.pl aż popuszczają na rzadko po nogawkach. Zarzucają "Wyborczej", że kpi z Zalewskiego, bo pisze: "Uważał się za eksperta lotniczego".

Przecież nim nie był. Więc musiał się uważać, a te uważanie nadali mu Macierewicz, twórcy teorii zamachowej pod Smoleńskiej. Jacy eksperci, taki zamach.

Cukiernik wyrokuje, co stało się pod Smoleńskiem. Teoria dla zwolenników spisku: palce lizać. To już nawet nie jest groteska, jaką uprawiają bracia Karnowscy i im podobni, pacjenci psychiatryka.

W szafie prezesa Cezarego S. (zamordował wiceprezesa Zalewskiego) znaleziono cały arsenał broni. Jeżeli się uwzględni, że kiepsko szedł im interes, to w takim stresie prędzej czy później musiało dojść do rzlewu krwi.

Zabił prezes wiceprezesa, a mogło być odwrotnie.

niedziela, 2 grudnia 2012

Szczuje polskie




Należy zaprzestać nazywania Rydzyka ojcem, nawet jeżeli ktoś jest wierzącym i katolikiem. Uświadomił mi to Jerzy Wenderlich z SLD, gdy opowiedział w audycji Moniki Olejnik, iż zdarzyło mu się, że nakrzyczał na niego poseł PiS z powodu nazwania Rydzyka Rydzykiem, a nie ojcem.

Wenderlich odparł, że ojcem może być Rydzyk dla Brunona K., bo to jego chów. To szczucie dyrektora Radia Maryja stwarza takich ludzi, jak niedoszły zamachowiec Brunon K.

Drugim takim szczujem przestrzeni publicznej jest Jarosław Kaczyński. Wcale nie należy być pewnym, że w rankingu jaki powinna sporządzić KRRiT - o to ma się zwrócić poseł SLD - kto najwięcej w kraju używa sformułować, że kraj jest w obcych rękach, zwycięży Rydzyk. O palmę pierwszeństwa będzie się ścigał z prezesem PiS. Szczuje, które uwielbiają maszerować w brunatnych marszach.

niedziela, 25 listopada 2012

Janke jako but i inni prawicowi tchórze



W prawicowych mediach - a dokładniej: w prawicowych umysłach dziennikarzy - panika. Pali im się lont w czterech literach, który został podpalony artykułem o trotylu przez Cezarego Gmyza.

Spieprzają, gdzie wzrok ich poniesie. Spokojnie - i tak ich rozwali, że będzie trzeba tych pożal-się-boże-dziennikarzy zeskrobywać.

Grzegorz Hajdarowicz, właściciel "Rzeczpospolitej" i "Uważam Rze", musi się pozbyć tałatajstwo. Kroją go równo, a nawet Gmyz mógł go zaprowadzić za kraty, wszak ostatecznie właściciel odpowiada za treści, które są produkowane w jego mediach. Przecież ani Gmyz, ani inny łże-dziennikarz nie opłaci prawnika w żadnej instancji sądu, gdy prawo dobierze się kłamstw.

Pierwsi spieprzają bracia Karnowscy z "Uważam Rze". Im o tyle jest łatwo, iż mają portal wPolityce, który teraz będzie miał papierowe wydanie w postaci dwutygodnika "W sieci". Ten sam chłam można będzie wcześniej przeczytać w prawicowym internecie.

Paweł Lisicki, naczelny "Uważam Rze", chrzani, że nie wie, o co chodzi. Prawica niepotrzebnie wcześniej dostała trochę tytułów i mediów do swoich rąk. Nie dość, że spieprzyli te media, to wprowadzili do dyskursu publicznego tyle fałszywych wartości i problemów, że długo trzeba będzie po nich zamiatać.

Spójrzcie wyżej na ostatnie wydanie "Uważam Rze", Igor Janke za friko reklamuje swoją książkę o Viktorze Orbanie, bo właściciel Salon24 - a zarazem dziennikarz "Uważam Rze" - śni na jawie, iż w Warszawie będzie drugi Budapeszt.

Zaprzaniec, jako dziennikarz, Janke w bambuko robi Polaków i tuczy się na naszej krwawicy - ten pastowany człowiek. W tv, gdy nieopatrznie Jankego zaproszą, wygląda, jakby wypomadował się pastą do butów, tak świeci swoją facjatą. Jaka kobieta chce mieć kogoś takiego w nocy w łóżku? Spać z butami? A że jest on jeden (nie ma bliźniaka), więc zapytam, spać z takim butem?

poniedziałek, 5 listopada 2012

Kwaśniewski broni Komorowskiego




Aleksander Kwaśniewski broni obecnego prezydenta RP Bronisława Komorowskiego, który nie pojawił się na powtórnym pogrzebie Ryszarda Kaczorowskiego, ostatniego prezydenta Polski na Uchodźstwie.

Pogrzeb Kaczorowskiego odbył się w sobotę, po tym jak odkryto podczas ekshumacji, że zamienione zostały jego zwłoki w moskiewskim prosektorium.

Na pierwszym pogrzebie przecież Komorowski był, pogrzeb pierwszy odbył się z pełnym państwowym szykiem i rytuałem: Belweder, kondukt żałobny, laweta, itd.

Wszak w takich ceremoniach chodzi o pamięć, a nie o truchło. Chodzi o powagę i majestat urzędu, a nie zadośćuczynienie dziennikarskiej ciekawości i gawiedzi.

Jeszcze ważniejszym jest to, że należy bronić żyjących, chronić powagę urzędu głowy państwa. Kaczorowski nie żyje, jego pamięć została uhonorowano wystarczająco odpowiednio, a Komorowski najprawdopodobniej spotkałby się z paranoidalnym zachowaniem w Kościele wiernych, którzy są wyznawcami nowej wiary smoleńskiej. Dla tej wiary smoleńskiej dostojeństwo nie ma znaczenia, muszą sobie pobuczeć, albo poklaskać. To taki nowy prawicowy rytuał: nie szanować, co polskie, a tylko paranoję smoleńską.

Kaczorowskiemu wszystko jedno, jest martwy, zaś Komorowski jest prezydentem wszystkich Polaków. Zgadzam się z Kwaśniewskim: pamięci Kaczorowskiego stało się zadość.

niedziela, 21 października 2012

Czerwone podeszwy


Tak mi się podobają czerwone podeszwy, iż nie daruję sobie, jeżeli nie zamieszczę obrazków z nimi na swoim blogu.




sobota, 20 października 2012

Wiecowanie kurdupla



Czy Jarosława Kaczyńskiego można nazwać inaczej niż w tytule?

Oto ten mikry mentalnie człowiek pluje ciągle na Polaków, jak to zrobił w Rzeszowie.

Gdyby znajdował się naprzeciw mojej twarzy, zrobiłabym to samo, co on robi ciągle - a przy tym jest nierobem - tak jak on pluje w twarz Polakom, zasługuje, aby jego postać spływała plwociną.

W Rzeszowie ten nieudany egzemplarz człowieka (typowy ruski chów) mówi na wiecu, że rząd Donalda Tuska jest najgorszym po 1989 roku. Akurat jest odwrotnie.

Dlaczego Polacy sądzą inaczej i uważają, że IV RP zbliżała się ustrojowo do faszyzmu?

Dlaczego ten człowieczek pluje Polsce i Polakom w twarz? Czy nie czas wydalić go z ojczyzny? Dlaczego nie odpowiada za śmierć brata?

Jeden nieudacznik był prezydentem, pośmiewiskiem Europy i drugi przysparza Polsce najgorszych określeń.

Wygląda jak podróbka większego kota i to bezzębnego. Znowu nieudacznik zamierza maszerować. Kto będzie za nim nosił kuwetę?

poniedziałek, 15 października 2012

Tusk: wejście smoka


Wejście smoka - zapowiedział minister finansów Jacek Rostowski (Jan Vincent). Tym smokiem ma być program "Polskie Inwestycje", który ma zapewnić utrzymanie wzrostu gospodarczego.

Wielu komentatorów oceniło go jako posunięcie populistyczne i pchanie paluchów państwowych w gospodarkę. A jedna, gdy mu się bliżej przyjrzeć niekoniecznie tak jest. Jest to propozycja oryginalna i przez żaden kraj nie podejmowana. Made in Poland.

Skąd wezmą się pieniądze, na których brak cierpi budżet. Otóż mają się one wziąć z prywatyzacji, na następny rok liczona ona jest w kwocie 20 mld zł. Także rząd liczy na unijne pieniądze, Polska walczy o pokaźną sumę 300 mld zł na latach 2014-2020. Gdy spojrzy się na ten zestaw liczb, wyglądają wiarygodnie.

Oto jak przedstawiają się zamierzenia rządu ujęte w tabele, które są przejrzyste i z tego rząd będzie rozliczny:




Jacek Żakowski uważa, że Donald Tusk zrobił coś, co inni nie potrafili docenić, bo jest zbyt oryginalne.

Tusk dokonał zwrotu do przodu. A nie w stronę Jarosława Gowina, czy Leszka Millera. Ani w prawo, ani w lewo, ale Polska winna posuwać się do przodu. Tak też oceniałam. Cieszę się, że podobne zdanie ma wybitny publicysta.

sobota, 13 października 2012

Donald Tusk i mamrot Pawlak


Donald Tusk zaprezentował w expose odpowiedzialność za kraj i Polaków. A także: w jakim stylu sprawuje się władzę.

W trakcie wystąpienia premiera aż było strach patrzyć na Kaczyńskiego, ten balonik ludzki siedział nadymany, napompowany, w każdej chwili mógł pęknąć i oblać tłuszczem okolicznych posłów.

Na szczęście mogło to trafić na najbliższe tałatajstwo PiS, Błaszczaka i Kuchcińskiego, którzy się pocili, aby swoją mizerną inteligencją pojąć, cóż takiego Tusk mówi.

Tusk przedstawił strategię rządzenia na najbliższe lata. Wyznaczył kierunki rozwoju, przede wszystkim utrzymanie wzrostu gospodarczego i sporo socjału dla takich nieudaczników, jak Kaczyński (na szczęście dla siebie jest posłem, bo w życiu pozapolitycznych zbierałby puszki po śmietnikach), Błaszczak, czy Kuchciński grzaliby dworcowe ławy. Takie to elementy zasiedlają ławy poselskie.

Charakterystyczne było zachowanie mamrota Waldemara Pawlaka. Ledwie premier skończył expose, prezes PSL poleciał do Ludwika Dorna (świetnie to wychwyciły kamery TVN) i szuru buru do ucha "emigranta PiS" zaczął nadawać.

Więcej niż pewne, że Pawlak zdradzi koalicjanta, Platformę. Niewielu ludzi w Polsce wie, jakie ministerstwo mamrotowi przypadło. A jak się weźmie Pawlak za pracę, to wychodzi mu kontrakt z Gazpromem na dostarczenie gazu do Polski za najwyższą cenę w UE. Byłaby jeszcze wyższa, gdyby nie interwencja Komisji Europejskiej.

"Wprost" publikuje co takiego Pawlak wygaduje, gdy udaje się w teren, aby zadbać o interesy własne i partyjne, nepotyzm a'la PSL. Mamrotowi przebywającemu w folklorze chłopskim rozwiązuje się język. Ten głupi Jasiek polskiej polityki nie jest taki głupi. Kabzę swoją i partyjnych kolesi potrafi napełnić defraudując z naszego wspólnego dobra, a przy tym robić koło pióra Tuska.

Najprawdopodobniej Pawlak niedługo zostanie z koalicji usunięty, kopnięty w to miejsce, iż nigdzie nie powinien bez bólu usiąść, chyba że wraz z Sawickimi, Śmietankami w solidnej celi pod kluczem.

Mogliby Pawlak w areszcie z Dornem, a także z Kaczyńskim, przez ścianę, albo kaloryfery nadawać alfabetem morse'a dowolne treści, jaki z Polski te nieudane homo sapiens zrobiły dziki kraj.

czwartek, 4 października 2012

Dramat Tuska






Co jest tym dramatem Donalda Tuska? Wprost odpowiada Aleksander Smolar: "Dramatem Tuska jest, że nie ma dla niego alternatywy".

Między innymi dlatego Jarosław Kaczyński swoje debaty tytułuje: "Alternatywa".

Zdaje się prezes krzyczeć: Jest alternatywa, jest! Najchętniej siebie by w tej postaci przedstawił, ale ma największy elektorat negatywny. A z takim wizerunkiem nie da się rządzić, a w każdym razie nie ma sposobu dojścia do władzy.

Toteż Kaczyński szuka sposobów. Jednym z nich jest pomysł na premiera technicznego, pozaparlamentarnego - jak to prezes nazywa. Tak jednak dzieje się w sytuacjach nadzwyczajnych. A takiej póki co, w Polsce nie ma.

Dla Kaczyńskiego zresztą stale jest sytuacja nadzwyczajna, bo on nie rządzi. Żyje w atmosferze stresu, podniesionego poziomu adrenaliny, bo nie rządzi. A tak by chciał, ręce mu się aż trzęsą. Możliwe, że ma Parkinsona.

Kaczyński nawet nie jest pewien tego swojego kandydata technicznego, pozaparlamentarnego, Piotra Glińskiego, bo ten ostatni rozkłada inaczej akcenty w stosunkach władza - Polacy, a to może się prędzej, czy później spotkać z określeniem prezesa: Gliński to zdrajca.

Gliński utrzymuje, że władza służy społeczeństwu, a Kaczyński, iż władza jest dla pomyślności państwa. To różne filozofie rozumienia władzy.

Prędzej, czy później Kaczyński pozbędzie się swojego kandydata technicznego. A Tusk jak zwykle stanie przed swoim dramatem: nie ma dla niego alternatywy.

wtorek, 2 października 2012

Marta Kaczyńska, jako załącznik do teorii spiskowych



Do Stefana Niesiołowskiego należy mieć stosunek krytyczny. Natura nie pozbawiła go ciętego języka. To jego cecha przyrodzona. Czasami bardzo mu się przydaje, gdy wprost nazywa zjawiska polityczne i polityków, których w ogóle nie powinno być w życiu publicznym.

Akurat dotyczy do najczęściej posłów PiS, którzy są szczególni, są przez prezesa dobierani z selekcji negatywnej, to znaczy, im gorszy, tym bardziej nadaje się do tej partii.

Dał o sobie znać Niesiołowski w "Kropce nad i" Moniki Olejnik, która też nie należy do spokojnych duchów. Niesiołowski mówił o ostatnich zdarzeniach w życiu publicznym, między innymi o ekshumacji ofiar smoleńskich, które wyzwoliły w politykach PiS wampirze cechy.

Ci, którzy bez żadnych wiarygodnych podstaw i podejrzeń domagają się ekshumacji bliskich, którzy zginęli w katastrofie smoleńskiej, powinni za odkopanie i badanie szczątków płacić z własnej kasy. Jest to wykorzystywane do politycznych karier wdów i sierot, takich jak panie Gosiewska i Wassermann.

Ostatnio wybija się sierota po parze prezydenckiej Marta Kaczyńska, Niesiołowski nazywa ją szkodnikiem, szkalującym własny kraj w Brukseli, gdy Antoni Macierewicz przedstawiał na forum europejskim swoje nieprzytomne teorie spiskowe, Marta Kaczyńska występowała jako załącznik do nich.

Czy to nie jest szkalowanie Polski? To pytanie retoryczne. Na zewnątrz pisowcy zohydzają Polskę, dlatego, że Jarosław Kaczyński chciałby odzyskać władzę, a przy tym mści się na tych, którzy z nim i jego partią wygrywają, na Donaldzie Tusku i PO.

poniedziałek, 1 października 2012

Kaczyński, Tusk i profesorowie



                                                        Profesor Kaczyńskiego


                                                       Profesorowie Tuska
               

Rydzyk na premiera!




Tadeusz Rydzyk to najlepszy kandydat na premiera, jaki ma być przedstawiony dzisiaj przez Jarosława Kaczyńskiego. Nawet prezes nie ma tylu zalet, co ojciec dyrektor.

Przy Rydzyku Kaczyński może być tylko strażnikiem żyrandola w Pałacu Prezydenckim.

Rydzyk to biznesmen.

Właściciel mediów.

Jak na polityka przystało, prawdę ma w tyłku.

Świetnie wychodzą mu pomówienia, cecha dla polityka bardzo ważna.

Językiem polskim włada kulawo, ale jako kandydat na premiera może milczeć, Kaczyński za niego będzie gadał.

Kandydat na premiera Rydzyk szybko powinien zostać powołany na premiera w tym rządzie pozaparlamentarnym, który zapowiedziany został na konwencji PiS przez prezesa.

Najlepsze miejsce do powołania Rydzyka to jakaś szopa pod Toruniem.

Każdy inny kandydat na premiera będzie robieniem przez Kaczyńskiego prawdziwych patriotów w bambuko.


Dopisane po 10 minutach:


No i zawiódł Kaczyński patriotów. Kandydatem PiS na premiera został Robert Gliński.

Może szopa pod Toruniem jest aktualna. Ale z szopką polityczną na pewno mamy do czynienia.

piątek, 28 września 2012

Nieszczęście nazywa się Wassermann


Nieszczęśliwa istota, jak Małgorzata Wassermann, dzieli się swoją wewnętrzną pustką z publicznością. Dzięki śmierci ojca jest obecna w życiu publicznym, w którym stroi fochy. Ojciec Zbigniew wybrał, jak wybrał, politycznych karłów Kaczyńskich.

Jednemu z nich Lechowi zachciało się kampanię prezydencką zaczynać w Katyniu. Więc wsiadł w tupolewa i poleciał do Rosji, aby napinać mięśnie i udawać bohatera. Kaczyński był tchórzem podszyty. Za śmierć pozostałych 95 osób onże odpowiada. Ale nie żyje. Więc może część odpowiedzialności wziąłby na siebie Jarosław.

Polskie władze w tych dniach spisały się nas wyraz wspaniale, okazały empatię i wszystkie siły poświęciły, aby być na miejscu w Smoleńsku, a także zadbać o rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej. Szczególny wkład miała Ewa Kopacz, ówczesna minister zdrowia.

Donald Tusk w Sejmie przepraszał za podmiany trupów smoleńskich w trumnach, bo tak nakazuje mu kindersztuba, wysoka kultura, której brak Kaczyńskiemu i takim postaciom, jak sierota Wassermann.

Buźkę należy zamknąć, a nie publicznie ją otwierać, bo wydobywają się brzydkie zapachy mentalne. A takie przekazał Małgorzacie ojciec. Nie chwalić się swoim nieszczęściem, wystarczy, że domownicy go zaznają. Nieszczęście - mam na myśli - marne cechy charakterologiczne sieroty Wassermann.

Do tego straszy, że ujawni jakieś akta. Czyżby rachunek za tupolewa wystawiony Jarosławowi Kaczyńskiemu? Tak! Powinien za swojego brata zapłacić, za zniszczenie tupolewa, bo wypchnął to nieszczęście do polityki, które nie potrafiło się nigdzie zachować, tylko kompromitował Polskę.


czwartek, 27 września 2012

Kaczyński tłucze swój elektorat, jak alkoholik żonę






Wojciech Maziarski nie ma litości dla elektoratu PiS i prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Prezes z polityka kończącego siedmioletnią wojnę domową (polsko-polską), a zrobił to w poniedziałek na zakończenie ekonomicznej debaty "Alternatywa", w środę zamienił się w wojownika z nożem w zębach, dostał hopla i naznaczył piętnem hańby polityków Platformy.

Przecież od takich emocji wyborcy prezesa dostają zbiorowego kręćka. Jest jednak okazja, więc Kaczyński  nie popuści, aby dowalić Donaldowi Tuskowi, Ewie Kopacz. Smoleńskie trumny są otwierane, ofiary ekshumowane, elektorat musi powąchać swojskiego fetoru, który jest kapitałem politycznym PiS.

W sobotę przecież trzeba w brunatnym marszu budzić Polskę. Wyborcy IV RP muszą dostać odpowiednią dawkę adrenaliny. Spokojny lud przecież nie zjedzie do Warszawy, będą szubienice dla Tuska, trumny dla koalicji rządowej, kostki brukowe w użyciu, płonące opony, itd. Wszystkiego nie da się przewidzieć, bo dojdą nowe oryginalne pomysły.

Nikt tych przemian Kaczyńskiego nie zliczy (z poczwarki w motyla i z powrotem). Prezes obiecuje poprawę, jak alkoholik, który tłucze żonę, bo właśnie się obudził ("Obudź się Polsko"), widzi, że małżonka oblicze ma pokiereszowane, klęka, prosi o wybaczenie, po czym wychodzi z domu.

A za rogiem jest knajpa "Smoleńsk", wlewa sobie paliwa do gardła, rozsadza mu mózg, wraca do domu i apiat' tłucze żonę.

Tak postępuje Kaczyński ze swoim elektoratem. Nie można się dziwić, że pisowcy chodzą, jak w obłędzie, od tego tłuczenia mają stały wstrząs mózgu.


środa, 26 września 2012

Lunatycy: Kaczyński, o. Rydzyk i inni


Z niecierpliwością czekamy do soboty. W pełnej krasie będziemy oglądać w marsz pod zwodniczym, bo przetłumaczonym in extenso z niemieckiego nazizmu, hasłem: "Obudź się Polsko".

O. Tadeusz Rydzyk będzie prowadził swoje owieczki na zatracenie.

Jarosław Kaczyński wraz z akolitami będą zmierzać do kliniki psychiatrycznej, bo inaczej nie może być, gdy ma się psychotyczną wizję państwa, w poniedziałek zainteresowanie gospodarką w debacie "Alternatywa", a w sobotę deptanie w papuciach i szlafmycy: "Obudź się Polsko".

Duda i Guzikiewicz (to ci z "Solidarności") wezmą ze sobą płyty chodnikowe, jakieś śruby z hal produkcyjnych, opony, które zapłoną.

Będzie polski rokosz.

W sobotę owo widowisko ma się odbyć w centrum Warszawy, w okolicach Krakowskiego Przedmieścia. Jednak pozostaje pytanie: co dalej?

W procedurach demokratycznych wyżej wymienieni nie mają mandatu Polaków, mają wsparcie tej gawiedzi, która wraz z nimi się zabierze do deptania.

Moim zdaniem: winno wystawić im się rachunek za zniszczenia i sprzątanie centrum stolicy, a następnie odesłać tam, gdzie wygrali wybory. Bodaj to Podkarpackie, zatem niech przenoszą się do Rzeszowa. Tam na króla Polski mogą intronizować Jezusa, bo trwają starania, aby go najpierw zapisać do PiS, tak twierdzi publicysta "Tygodnika Powszechnego", Marek Zając.

A jak nie? Dać siarczystego kopa Kaczyńskiemu, za nim polecą inni. Lecz po kopie może to nie być Rzeszów, a Księżyc. Dla tych lunatyków odpowiednie miejsce.


wtorek, 25 września 2012

Gowin warty Milewskiego


Jarosław Gowin jest z tego samego kruszcu zrobiony, co Ryszard Milewski. Z tombaku imitującego wartość złota.

Gowina, jako ministra sprawiedliwości, nie interesuje litera prawa, ma w nosie. Z kolei wykonawcę prawa sędziego Milewskiego nie interesuje niezależność władzy sądzenia, tylko podległość, z której osiąga się konkretne frukta, co mimowolnie udowodniła  prowokacja "GPC".

Gowin przecież przyznał się, iż akta Amber Gold uzyskał z gdańskiego sądu nieprawnie stwierdzając, gdzie ma literę prawa. Sędzia Milewski się broni, że nie mógł się oprzeć władzy. Sędzia gdański donosi do Krajowej Rady Sadownictwa, że Gowin miał interes prywatny w wątku zupełnie nowym: afery sopockiej z 2008 roku. Toczyła się wówczas sprawa korupcji prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego, którego miał skorumpować miejscowy biznesmen.

Nowa okoliczność - przyczyny osobiste Gowina.

Jaki minister mógł mieć interes własny w aferze sopockiej? Mógł być wplątany on, bądź ktoś z rodziny. Zapomniana afera może w ten sposób odżyć.

Milewski broni się wszelkimi metodami, bo KRS może go odwołać. Broni się, więc będzie sypał: Gowina i prezydenta Sopotu Karnowskiego.

Gowin zapowiedział, że będzie się sądził z sędzią Milewskim. Powinno być tak, niech się sądzą, jako były minister Gowin z byłym sędzią Milewskim.

Obydwu zdymisjonować, bo są siebie warci. Gowin warty Milewskiego, Milewski Gowina. Dla obydwu prawo to interes własny, przestrzeganie litery prawa mają w nosie.


poniedziałek, 24 września 2012

"Alternatywy 4" PiS


PiS zmienia taktykę. Zaczyna od debaty nad swoją populistyczną propozycją gospodarczą, której koszt wprowadzenia kosztowałby budżet kilkadziesiąt miliardów złotych. Dało się w to wciągnąć wielu ekonomistów, choć przeważać będą dyspozycyjni wobec Jarosława Kaczyńskiego. "Alternatywa" PiS to wersja "Alternatywy 4" w suwerennej Polsce.

Tydzień zakończony zostanie brunatnym marszem "Obudź się Polsko". Polska wersja brunatna polega na tym, że dodana do niej jest sutanna o. Rydzyka.

W międzyczasie ma być jednak podany do wiadomości kandydat PiS na premiera. O tym mówił Joachim Brudziński, który jest jednym z najwierniejszych akolitów prezesa. W TVN24 powiedział, że nazwisko  kandydata PiS na premiera zostanie ujawnione przed 29. września. Na pytanie Bogdana Rymanowskiego, czy miałby to być socjolog prof. Piotr Gliński, Brudziński nie potwierdził, nie zaprzeczył.



PiS nie chce wiązać swoich brunatnych marszów z nazwiskiem kandydata. Prowadzi walkę z rządem dwutorowo. Dlaczego nie rozmawia w sprawie wotum nieufności wobec Donalda Tuska z całą opozycją?

Bo to tylko gra medialna, pod sondaże, aby jak najbardziej osłabić koalicję rządową. To nie jest działanie w interesie Polski, ale partii i żądzy władzy Kaczyńskiego.

sobota, 22 września 2012

Resentyment prawicy


Obszerny wywiad prezydenta Bronisława Komorowskiego udzielony "Gazecie Wyborczej" u prawych i sprawiedliwych wywołał kolejny resentyment. Mgły smoleńskie na stałe zasnuły prawicowy horyzont, chodzą pośród tych zgliszcz, jak pijane dzieci we mgle.

Gdy Komorowski mówi o wyroku na autora strony internetowej AntyKomor.pl, że uprawnione są skojarzenia do zabójstwa prezydenta Narutowicza, z miejsca prawicowym autorom przypominają się słowa o pobycie w Gruzji Lecha Kaczyńskiego: "Jaka wizyta, taki zamach".

Eligiusz Niewiadomski strzelił do Gabriela Narutowicza, Robert Frycz na razie zachęcał wirtualnie do egzekucji na Komorowskim. Zanim Niewiadomski oddał strzał w "Zachęcie", prawica stworzyła taki klimat w kraju, że zamachowiec nie mógł powstrzymać naciśnięcia spustu. Ilu internautów prawicowych chciałoby wirtualność zamienić na real, nie wiemy. Wystarczy tylko jeden z odpowiednią determinacją, bo klimat już mamy.

Przed zamachem na Narutowicza Niewiadomski nie był zamachowcem. Frycz jest Niewiadomskim przed zamachem, może nigdy nie będzie (oby!) Niewiadomskim po zamachu, ale tamten klimat wśród mgieł prawicowych jest podobny do dzisiejszego, wystarczy kliknąć na strony "Gazety Polskiej", "Frondy", "wPolityce" i Salon24. Tam też wirtualnie wyrok wykonano.

W Gruzji za bohatera chciał robić prezydent Kaczyński, Saakaszwili umożliwił to inscenizacją. To nie Komorowski strzelał ze ślepaków, był tylko recenzentem "patriotyzmu" Kaczyńskiego. Może dlatego ten żyjący Kaczyński obstawia się ochroną, bo boi się zemsty snajperów gruzińskich. Zamiast ślepaków mogą załadować magazynki ostrą amunicją. Mgły smoleńskie na zawsze zasnuły prawicowe umysły, unoszą się jak nad bagnami.


piątek, 21 września 2012

"Gość Niedzielny" o związkach partnerskich


Gościu niedzielny to taki facio w sutannie, który staje nad głowami innych, zwą tę wyciągarkę amboną, nadaje stamtąd wiadomości z Watykanu, ale pokazuje taką księgę, że w niej są te mądrości. Zwie się ten czarny kruk Biblia.

Nie wierzę gościowi, że ją czyta, bo gdyby czytał, to by nie nadawał tych samych dyrdymałów co niedziela. W szumie eteru zawsze można usłyszeć: "Tu Watykan, tu Watykan, gościu proboszczu, czy mnie słyszycie?".

Gościu niedzielny do tych na dole mówi: "Idźcie ofiaro spełniona". A myśli: "Ile ten Kowalski dał na tacę, teraz pójdzie i w knajpie na piwo będzie tracił, a w kościele dach przecieka".

Po wyjściu owieczek gościu wreszcie dorywa się do mikrofonu: "Słyszę, słyszę, ale tak głośno nie nadawajcie, bo oni zaczynają się kapować, że coś tu nie gra".

Gościu nadstawia ucha, bo głos gada: "Zawsze możecie grzmocić w bęben patriotyzmu, że jesteście z roli i ciężkiej doli. Chciałem tylko przypomnieć o dziesięcinie. Wyłączam się, bez odbioru. I nie chlej tyle mszalnego".

Gościowi wypadła butelka mszalnego na posadzkę i się potłukła. "To oni nawet to widzą?" - zdziwił się.

Gościu idzie na plebanię, a tam śmiga kuchareczka, że niejeden na jej widok by zrzucił sutannę, ale gościu ma inną orientację, oficjalnie zaś celibat.

Gościu więc zniesmaczniony sięga po innego "Gościa Niedzielnego", tygodnik - papierowa wersja tego, co nadają z Watykanu. A tam napotyka coś takiego:



















Gościu czyta w "Gościu...", że "tolerancja nie oznacza, że należy gejów obdarzać przywilejami". Gościu myśli sobie: "Ja nie chcę przywilejów, ale normalności, normalnie żyć". Dusza mu wyje, co to ma być nieśmiertelna, a jest tylko bolesna.

Nie da się normalnie, więc idzie do piwnicy, tam widzi tę kuchareczkę, na którą każdy normalny chłop zareagowałby normalnie, ale nie gościu. Wyjmuje ze stojaków dwie omszałe butelki burgunda mszalnego i zadaje sobie egzystencjalne pytanie: "Czy mam zostać alkoholikiem?"